Wojciech Smarzowski został ponownie nagrodzony za film „Wołyń”. Otrzymał nagrodę imienia Krzysztofa Krauzego

Gildia Reżyserów Polskich doceniła twórcę za film „Wołyń”, który zdaniem kapituły „jest przykładem dzieła godzącego bardzo osobistą artystyczną, filmową wizję ze zdyscyplinowanym filmowym rzemiosłem”.

Kapituła obradowała w składzie: Anna Kazejak, Bartosz Konopka, Joanna Kos-Krauze, Łukasz Ronduda oraz Iwona Siekierzyńska. Laureata nagrody im. Krzysztofa Krauzego ogłoszono w niedzielę w Warszawie, w rocznicę urodzin jej patrona.

Reżyserowi udało się połączyć w „Wołyniu” wielki, historyczny, epicki fresk z indywidualnymi losami bohaterów. Film ten oferuje nową formułę kina historycznego, dostosowaną do wrażliwości widza wychowanego w wizualnej kulturze wieku XXI. Historia pokazana jest tu „od dołu”, z punktu widzenia zwykłych ludzi, tych którzy najbardziej cierpią w wyniku wielkich historycznych zmian – napisano w laudacji.

Historia jest w „Wołyniu” przepuszczona przez ekstremalne emocje postaci i widzów. A przy tym, przy całej swojej emocjonalności, obecne w „Wołyniu” obrazy są w stanie unieść niełatwą dyskusję o polskiej (i nie tylko polskiej) historii najnowszej, co w „Wołyniu” pozwala dostrzec spadkobiercę najlepszych tradycji Szkoły Polskiej – dodano.

„Od początku do końca Wojciechowi Smarzowskiemu udaje się wyzwalać bardzo różne emocje w widzu. Od liryzmu i nostalgii w bukolicznym pierwszym akcie, przedstawiającym Wołyń w przededniu drugiej wojny światowej; poprzez narastające poczucie zagrożenia przychodzące wraz z kolejnymi okupacjami, aż po makabrę i horror rzezi wołyńskiej”.

Kapituła zwróciła także uwagę na to, że reżyserowi udało się uniknąć pułapki, którą miałoby być przedstawienie tamtego obrazu świata, „w którym zawieszone zostają wszelkie reguły, gdzie sąsiedzi niegdyś pozdrawiający się na ulicy stają się dla siebie śmiertelnym zagrożeniem, gdzie codziennością jest makabryczne okrucieństwo”, jako „krwawego kiczu”. W opinii członków kapituły w filmie „udało się także pokazać grozę masakry bez popadania w banał ani pornografię okrucieństwa, co w dobie kultury przesyconej takimi obrazami nie było łatwym wyzwaniem”.

Laureat otrzymał obraz Kasinatha Chauhana, prymitywisty z Indii, nazywanego „hinduskim Nikiforem”. Rysunki Chauhana – niepiśmiennego pucybuta pracującego pod sklepem obuwniczym Bata – dostrzegli ponad dekadę temu podczas festiwalu filmowego w Pune Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze. Obraz pochodził z prywatnej kolekcji artystów.

„Wołyń” był nagradzany również wcześniej. Łącznie za ten film zostało przyznane 9 „Orłów” (w tym najlepsza reżyseria, dla Wojciecha Smarzowskiego), 5 „Złotych Lwów” i 2 nagrody na Festiwalu Aktorstwa Filmowego im. Tadeusza Szymkowa.

Do Nagrody im. Krzysztofa Krauzego w tym roku byli nominowani także: Ryszard Bugajski za film „Zaćma”, Kuba Czekaj za „Królewicza Olch”, Piotr Dumała za „Ederly”, Bartosz Kowalski za „Plac zabaw” oraz Paweł Łoziński za „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”.

Na wyróżnienie szansę mieli także: Michał Marczak za „Wszystkie nieprzespane noce”, Anka i Wilhelm Sasnalowie za „Słońce, to słońce mnie oślepiło”, Piotr Stasik za „21 x Nowy Jork”, Anna Zamecka za „Komunię” oraz Grzegorz Zariczny za film „Fale”.

Nagroda im. Krzysztofa Krauzego przyznawana jest co roku jednemu reżyserowi za m.in. – jak czytamy w preambule – nonkonformizm, „wewnętrzną wolność, niezależność, odwagę cywilną”, „umiejętność płynięcia pod prąd” oraz „chęć bronienia słabszych wobec silniejszych, mniejszości wobec większości”. W poprzednim roku wyróżnienie otrzymał Grzegorz Królikiewicz, autor filmu „Sąsiady”.

(PAP)

Komentarze