Francja: Alain Juppe nie będzie kandydował w wyborach. Komitet polityczny republikanów jednomyślnie poparł Fillona

Mer Bordeaux Juppe, były premier Francji, udzielił dziś poparcia kandydatowi prawicy na prezydenta, François Fillonowi. – Nawet jako zwykły pasażer nie opuszczę statku w czasie sztormu – oświadczył.

Juppe, który został pokonany przez Fillona w listopadowych prawyborach francuskiej prawicy, był postrzegany przez wielu konserwatystów jako „plan B”, od kiedy wybuchła tzw. afera Fillona.

Wcześniej w tym tygodniu Juppe użył – jak zauważa agencja Reutera – nietypowych dla siebie ostrych słów wobec Fillona, mówiąc, że marnuje on silną przewagę republikanów w sondażach i nazywając go zawziętym człowiekiem.

Filonowi grożą zarzuty karne w związku ze skandalem wokół fikcyjnego zatrudniania rodziny za publiczne pieniądze, za co zapłacił on już spadkiem poparcia w sondażach przed wyborami prezydenckimi na przełomie kwietnia i maja.

W poniedziałek, po wielu dniach burzliwej debaty, francuscy konserwatyści udzielili poparcia swemu przeżywającemu poważne trudności kandydatowi na prezydenta. Komitet polityczny partii republikanów jednomyślnie udzielił Fillonowi poparcia.

Tego samego dnia Alain Juppe oświadczył, że nie będzie kandydował w wyborach; była to reakcja na sugestie, że mógłby zastąpić Fillona.

Francuski system wyborczy wymaga od osób chcących kandydować w wyborach prezydenckich zebrania co najmniej 500 tzw. podpisów elektorskich, czyli podpisów osób pochodzących z wyborów: członków Zgromadzenia Narodowego i Senatu, merów, przedstawicieli władz departamentów i terytoriów zamorskich. 17 marca mija termin zebrania przez kandydatów tych podpisów, co jest warunkiem rejestracji kandydatury. Ze strony internetowej Rady Konstytucyjnej wynika, że Fillon zebrał już ponad tysiąc podpisów.

Francuska Rada Konstytucyjna, badająca we Francji zgodność ustaw z konstytucją, zatwierdza również kandydatów, którzy wystartują w wyborach prezydenckich. Pierwszą turę wyborów zaplanowano na 23 kwietnia, a drugą na 7 maja.

 

PAP/jn

Komentarze